środa, 26 maja 2021

,,Wyspa Potępionych" Stacy Horn

 




   Kiedy na Manhattanie w najlepsze trwała elektryfikacja, na wyspie Blackwell, dziś znanej jako wyspa Roosvelta,  zaczynała się gehenna setek ludzi. Ludzi, którzy w założeniu mieli przejść leczenie bądź resocjalizację, by móc wrócić do społeczeństwa.  Powoli wznoszono budynki gdzie z czasem powstawały  szpital, zakład karny, zakład dla obłąkanych, przytułek dla biednych oraz dom pracy przymusowej. Wyspa miała spełnić swoją rolę w odizolowaniu chorych, obłąkanych i łamiących prawo od praworządnych obywateli.

   W zakładzie dla obłąkanych, pacjenci mieli czuć się jak w domu. Mieli mieć osobne pokoje i dostęp do łaźni, troskliwą opiekę i odpowiednie posiłki. Idee przyświecające przedsięwzięciu były świetne, jednak realizacja nie była już tak łatwa. Zbyt duża ilość pacjentów, nie odpowiednie osoby zarządzające, problemy finansowe, personel ściągany z pobliskiego zakładu karnego lub domu pracy przymusowej, brud, choroby i znieczulica, przynosiły opłakany efekt. Łatwo było trafić do takiego ośrodka, natomiast wydostać się z niego – prawie niemożliwe. Choć placówka była w najgorszej sytuacji finansowej i bytowej, pozostałe oddziały wcale nie radziły sobie lepiej.

   Sytuacja pacjentów pogarszała się z roku na rok. Nawet jeśli dochodziło do nagłośnienia problemu nadużyć, niezwykle wysokiej śmiertelności, skandalicznych warunków i  ewentualnie rozpoczynano proces sądowy, tak naprawdę nic się nie zmieniało. Pensjonariusze tkwili w tym beznadziejnym miejscu, wymieszani ze sobą w zupełnym chaosie. Pacjenci szpitala kontaktowali się z osadzonymi w zakładzie karnym, chorzy zarażali zdrowych, przestępcy deprawowali niewinnych, jedni zajmowali się drugimi wyzbywając się najprostszych, ludzkich zachowań.  Miejsce straszne i pozbawione nadziei, gdzie nawet po śmierci człowiek był traktowany w sposób skandaliczny i niedopuszczalny.

   Rządzący próbując zmienić stan rzeczy starali się reperować budżet, ustawodawstwo , podnosili stopniowo kwalifikację personelu ale ten proces trwał całymi dekadami. Na fundamentach tego zapomnianego przez Boga miejsca, rozwinęła się np. antyseptyka, nauczono się rozpoznawać krzywicę. Nie sposób jednak  wymienić ogromu szkód i krzywd jakie w tym samym czasie doznali przebywający tam ludzie.  Długie lata zaniedbań, ciche przyzwolenie osób, które znały sytuację, złe nawyki, korupcja, polityczne rozgrywki, to wszystko sprawiło, że jednostka i jej potrzeby nie były zupełnie brane pod uwagę. Z niektórymi problemami, władze Stanu Nowy Jork borykają się do dziś.

   Smutna i poruszająca opowieść, która ukazuje jak daleką drogę pokonaliśmy od tamtych trudnych czasów, jak ogromne postępy nastąpiły w medycynie, opiece socjalnej, prewencyjnej i karnej, a jednocześnie jak wciąż nie doskonały jest system, w którym nie człowiek jest ważny lecz pieniądze.




1 komentarz:

  1. Przygnębiająca lektura. U nas wcale nie jest lepiej. Ośrodki opieki nad ludźmi starymi, więzienia i szpitale psychiatryczne są niedofinansowane, szerzy się przemoc i wyzysk. I to wszystko nie od systemu zależy tylko od ludzi, bo to nie system uczy uczciwości, współczucia i empatii. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń