Debiutancka
powieść Grzegorza Kopca przeniosła mnie
w magiczny świat bieszczadzkich legend i starodawnych klątw, świata w którym
miłość może wszystko , nawet jeśli zło zdaje się wszechobecne, a wszystko to
oblane spora porcją horrorowego lukru.
Powieść zaczyna się w szpitalu psychiatrycznym, gdzie
poznajemy głównego bohatera- Karola, który dostrzega przedziwną dwoistość
świata. Dajemy się porwać emocjom, które on sam czuje, krok po kroku brniemy w
odkrywanie tajemnicy i z niedowierzaniem poznajemy nowe fakty. Autor zdaje się
nas mamić, a to pokazuje Karola jako prawego, a to zagubionego i podejrzanego,
a to znowu nawiedzonego szaleńca. Przez chwilę wszystkie karty zdają się być
odkryte, by za chwile znowu wyciągnąć asa z rękawa. Cała akcja snuje się jak bieszczadzkie mgły-
czasem sennie i leniwie, czasem lekki podmuch wiatru wystarczy, by wszystkie
zniknęły.
Całość jest dość
lekka, jak już wcześniej zauważono- niemalże kanonicznie wpisana w reguły
konwencji, ma wiele wątków obyczajowych, sporo dłużyzn i niepotrzebnych
zwolnień akcji, ale gdzieś w połowie całej tej historii, nie sposób się
zatrzymać. Dla wszystkich, którzy lubią klimatyczny posmak klasycznych opowieści
spod herbu grozy, będzie tu sporo cukierasów do wyjedzenia. I nie, nie ma tu zdrowaś
go wodą święconą, a raczej prawdziwa tajemnica sprzed wieków do rozwikłania.
Na sam koniec
panie Kopiec to ja zażalenie składam. Bo nie pamiętam, żebym przy jakimś innym
zakończeniu z tego gatunku, zryczała się równie mocno. Myślę, że ta ogromna
dawka romantyzmu na sam koniec, może być dla niektórych dość ciężkostrawna.
Podsumowując,
powieść oczywiście polecam i jednocześnie mam nadzieję, przyglądać się dalszemu
rozwojowi nowego adepta sztuki ;)
Brzmi bardzo interesująco, zapiszę sobie ten tytuł. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńOsobliwe Delirium