wtorek, 7 stycznia 2020

,,Gambit" Maciej Siembieda




,,W Monachium ludziom niskiego wzrostu czasami przytrafiają się chore ambicje”



   Książka przeleżała swoje na półce bo spotkałam się z bardzo sprzecznymi recenzjami na jej temat. Jak to ze mną bywa- kiedy już tych negatywów zebrało się całkiem sporo, uznałam, że czas wyrobić swoje zdanie. Tak oto zmierzyłam się z gambitem, który został wyrwany z szachowej planszy i rzucony na znacznie większe pole.

   Siembieda stworzył niezłą powieść szpiegowską bazując na faktycznych losach dwóch braci, historii (głównie Europy) oraz postaci Wandy. I z tą postacią, chociaż jest kluczowym elementem, miałam najwięcej problemu. Wanda pojawia się niemal na samym początku wojny. Jest zwykła dziewczyną, która wraz ze stratą swych bliskich, traci u mnie na wiarygodności. Zakochuje się szybko, nie ma szczęścia do uczciwych dowódców, a agentką DIA zostaje jakby z przypadku. Mam wrażenie, że miota się wśród tych wszystkich wydarzeń, targana wichrami wojny, przekrętów, wciągana wciąż w nowe intrygi, ratowana z opresji w przez coraz to bardziej nieprawdopodobne osoby, sposoby i wydarzenia. Pomimo tego, że jej działania wywołują pewien efekt, zdaje się być naiwna, jakby płynęła z prądem, który ją porywa. Momentami jest takim Johnem English w spódnicy i doprawdy bardzo trudno było mi ją polubić. Chyba bardziej mnie irytowała i to nie zmieniło się już do samego końca.  Wydaje mi się, że sam autor nie do końca ją lubił pisząc ,,Polka z wywiadu podziemnej AK na żołdzie Us Army w służbie brytyjskiego wywiadu” , a na koniec ,,35 lat spędziła w US Army, poza Waszyngtonem nie znała swojego kraju.” Cała Wanda- ni pies ni wydra. Polka, nie Polka, agent nie agent…

   Kolejnym minusem było dla mnie przedstawienie życia ludzi w trakcie wojny. Pomimo tego, że wiadomo było, że trwa wojna, wszyscy nadal chodzili do kina i kawiarni. Nadal spacerowali po skwerach i parkach, robili interesy, a w każdym domu był chleb, marmolada i mleko w takich ilościach, że każdego gościa można było nakarmić. Strasznie mi to zgrzytało, tak samo jak obraz miast- z książki wynikało, że ich zrujnowanie nastąpiło dopiero w momencie odwrotu wojsk niemieckich. Chyba każdy wie, że nie do końca tak było.

   Do narracji jaką prowadzi autor trzeba przywyknąć. Pisze językiem prostym, po żołniersku, bez zbędnych opisów i ozdobników. Szybko przechodzi od jednego konkretu do drugiego. To pewnie dlatego jest tu mnóstwo wątków historycznych, faktów, zdarzeń i postaci. Roi się od opowieści o żołnierzach AK, Brygadzie Świętokrzyskiej,  rotmistrzu Pileckim, Leonie Trojanowskim, Ludwiku Kalksteinie, zakusach obcych państw na ziemie i złoża polskie, sposobach i próbach jakie podejmowano by zapobiec dalszym konfliktom. Ogromna ilość tych informacji została dodatkowo zamknięta w dużych widełkach czasowych bo sięga od przedwojnia aż po wczesne lata dziewięćdziesiąte, więc trzeba przyznać, że to całkiem sporo.

   Czy ,,Gambit” się broni? Jeśli weźmiemy poprawkę na Wandę to jak najbardziej 😉 Rzetelne wątki historyczne,  mnóstwo interpretacji na temat działań służb w trakcie wojny jak i w czasie pokoju, tajemnica i skarb ( tak, tak, skarb też jest), przemiany polityczne, lojalność i zdrada, miłość i nienawiść, pomyłki i triumfy. Przede wszystkim jednak ludzie, ich poświęcenie i determinacja. Siembieda oddaje niejako hołd tym, którzy polegli, jednocześnie pokazując jak ocaleni dbają o dziedzictwo…

2 komentarze: