Cykl inkwizytorski, który zawiera 10 tomów z opowiadaniami, z akcją umieszczoną umieszczoną 1,5
tys. lat po skazaniu Jezusa. Przyzwoite
historie, interesujący pomysł, a jednak coś poszło nie tak…
Fot. fabrykaslow.com.pl
Piekara wykreował barwny świat, sielski, odrealniony, a
jednak na tyle podobny do naszego by z uwagą szukać podobieństw. Świat gdzie
Jezus nie umarł na krzyżu, a krwawo pomścił swoja mękę. Bo chociaż cierpiał tak
samo okrutnie jak ,,nasz” Zbawiciel, postanowił jednak nie umierać i zszedł z
krzyża siejąc pogrom. W opowieść wpleciono wzmianki o świętych, których
przydomki są niezwykle wymowne. Mamy tu Jana Patroszyciela, Andrzeja Truciciela,
Piotra Zdzieracza Skór czy Joachima Psa Bożego.
Widzimy tu krzewienie wiary zupełnie
innego wymiaru, choć pobrzmiewają w nim znajome echa. Stworzono Święte Officjum- instytucję mającą
strzec wiary i wiernych, a odpowiedzialnymi za to dzieło mieli być
Inkwizytorzy. Bojownicy wykształceni, zaznajomieni ze światem demonów i
aniołów, rozpoznający wszelkie trucizny, sztuki walki i… sposoby torturowania
ludzi na przeróżne sposoby. Zawód kata jest tu intratnym zajęciem, a im
bardziej zmyślny i przedłużający życie ofiarom, czyli dający większy pokaz
publiczności, a tym samym bardziej ceniony i poszukiwany. Oczywiście pod czujnym okiem
i za przyzwoleniem Inkwizytorium. Pomimo okrutnych cierpień jakich
niejednokrotnie doświadczały ofiary, Inkwizytorzy oczekiwali szczerej, radosnej
pokuty przyjmowanej z wdzięcznością przez oskarżonych. Bowiem tylko w ten
sposób mogli zostać zbawieni. Najlepiej jeszcze jakby cała ta kaźń kończyła się płonącym stosem. O tak, Inkwizytorzy
uwielbiają stosy. Zupełnie nie liczą się dla nich poczynania mnichów ukazanych
jako niedouczonych i skorumpowanych
fanatyków. Niechęć zresztą obustronna, chociaż Inkwizytorzy świętoszkami
też nie byli. Pomimo deklarowania, że żyją skromnie, o suchej pajdce i
szklaneczce napitku, nie stronili od obżarstwa, opilstwa i rozpusty.
Główną postacią tych opowieści
jest Mordimer. Wybornie irytujący,
antypatyczny, zadufany w sobie, religijny kawał drania, który w większości
wzbudza pozytywne uczucia, czasem jednak ma się ochotę zakrzyknąć ,,och, ty
skurczybyku”. Namiętnie kradnie niewieście serca, nie stroni od uczt i zabaw,
jednocześnie perfekcyjnie spełnia swoje obowiązki. Ma ogromny talent, tajemnicę
i zdolność , która jest bardzo pożądana przez Officjum. Sprawnie i przebojowo
wychodzi z każdej awantury i choć czasem zdaje się bliski zagłady , spada jak
kot na cztery łapy. Na pewno nie bez znaczenia jest fakt, że stoją za nim siły
znacznie potężniejsze, niż mogłoby się to na początku wydawać.
Czy zatem warto marnować czas dla
tej lektury? Mimo wszystkich wad, myślę że tak. Bo jednak nie zrezygnowałam
całkowicie z czytania i chociaż w pewnym momencie przerzuciłam się na
audiobooki, Mordimer i jego świat, choc ciężki i męcząco siermiężny, zwykle też bardzo brutalny, wciąż był obecny w mojej pamięci. Snułam domysły co jeszcze
mogłoby się wydarzyć i – to chyba najważniejsze- bardzo byłam ciekawa wątków z
Jezusem. Mówcie co chcecie, ale takie spojrzenie w krzywym zwierciadle poprawia
nastrój. No chyba, że ktoś śmiertelnie poważnie podchodzi do dogmatów wiary,
wtedy zdecydowanie odradzam.
Na koniec jeszcze krótkometrażowy film, który powstał w celach promocyjnych. Warto zobaczyć.
To jednak chyba nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.recenzjezpazurem.pl/