Czujecie obawę na widok magika, czy klauna? Nie? Cóż, może
jednak powinniście zachować czujność. Jeśli dodatkowo jesteście zmęczeni życiem, roztrząsacie
swoje porażki i potknięcia, zapomnieliście jak to jest, cieszyć się życiem, z
pewnością powinniście sięgnąć po tę książkę. Ray Bradbury pokaże Wam jak własne
doświadczenie z dzieciństwa, przekuł na
ciekawą historię o… No właśnie o czym?
Jest to jedna z tych powieści, gdzie główną role grają
dzieciaki. Dwaj chłopcy zbliżający się do swoich czternastych urodzin, których
los połączył od dnia narodzin. Razem dorastają i razem spędzają czas. Jim i
Will- ogromnie różni, a jednak pięknie koegzystujący ze sobą. Jak dwa żywioły, odmienne i wrogie, a bez
siebie nie istniejące. Symbolizują to, co młodość ze sobą niesie, a więc wigor
i radość, zuchwały i ufny pęd ku przyszłości, ciekawość dorosłości. Po drugiej stronie mamy ojca
Willa. Skromnego starszego pana, wciąż rozmyślającego o decyzjach, które w przeszłości
podjął. Czy te decyzje były rzeczywiście złe? Dlaczego tak bardzo dręczyły pana Hallowaya? Wiecznie
oderwanego od rzeczywistości, zamkniętego w bibliotece, nostalgicznie obserwującego młodość i zapalczywość syna?
Cała akcja dzieje się w sennym, typowym, amerykańskim
miasteczku, gdzie wszystko ma swój rytm, miejsce i czas. Pierwsza rysa na tym
sielskim obrazku pojawia się kiedy to staromodną, parową koleją do miasteczka
zajeżdża wesołe miasteczko. O trzeciej w nocy. Pod koniec października.
Wszystko zdaje się gubić sens i logikę. Tylko chłopcy dostrzegają w porę
zagrożenie, jakie czai się od strony właścicieli lunaparku. Bardzo szybko orientują się na czym zależy nie
do końca ludzkim istotom, ale czy dzięki swojemu wrodzonemu sprytowi i
niezwykłej przyjaźni będą w stanie skutecznie się bronić? Czy zapalczywość
jednego i realizm drugiego nie zniszczą więzi, która ich spajała?
Tytuł powieści sugeruje, że dostaniemy kolejny horror z
potworem wyskakującym z krzaków. Nic bardziej mylnego. Mamy tu do czynienia z
niezwykle poetycką treścią, licznymi alegoriami, formą, która zdecydowanie
wymaga skupienia, choć fabuła jest dość prosta. Opowieść o przemijaniu i człowieku, którego
przekleństwem jest świadomość tego przemijania. O tym, jak wykorzystać to, co w
nas dobre- miłość, współczucie, zrozumienie, by godnie przeżyć swój czas, nie zapełniając go jedynie schematycznymi działaniami. I
chociaż lunapark i postacie go wypełniające są tylko symboliczne, teraz jeszcze bardziej nie ufam klownom i magikom.
Nie jest to łatwa lektura, choć bardzo przyjemna, wyraźnie
widać w niej późniejsze inspiracje choćby Kinga. Brzmią tu mocne nuty znane z
,,To”, ,,Przebudzenia”, a także z innych utworów. Lektura, którą polecam tak dorosłym jak i
dorastającym młodym ludziom. Choć nie wiem czy Ci drudzy przełkną formę książki
napisanej, jakby nie patrzeć kilka dekad
wcześniej, do tego dość trudnym językiem.
Po samym wstępie skojarzyła mi się ta książka z "TO" Kinga. :) Bradbury to mój wielki wyrzut sumienia, mam zamiar zabrać się za niego w tym roku, na pewno przeczytam i to.
OdpowiedzUsuńOstatnio stałam się bardzo wybredna jeśli chodzi o literaturę, w związku z czym czytam niewiele. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńI teraz uświadomiłam sobie jak wielkie mam zaległości książkowe...
OdpowiedzUsuńCiekawie opisane. Może kiedyś sięgnę po tą pozycję.
Pozdrawiam :))
nie znam ani książki, ani autora ale teraz chętnie to zmienię:)
OdpowiedzUsuń