,,W najstarszych rzymskich katakumbach św. Kaliksta znajdują
się dowody, na co Ben Hur użył swoich wielkich bogactw. Z grobów tych wyszło
chrześcijaństwo, by zasiąść na tronie cezarów…”
Lewis Wallace był
głównie żołnierzem, pełnił również urząd gubernatora Terytorium Nowego Meksyku
i jednocześnie napisał kilka książek. Pewnie nie wielu kojarzy jego twórczość,
większość z Was jednak- jestem pewna- kojarzy Ben Hura, który dał autorowi
nieśmiertelność.
Powieść opisywana
już tyle razy, że niczego odkrywczego nie da się napisać ale na pewno warto po
nią sięgnąć. Ben Hur jest chłopcem, który dorasta w Wielkim Imperium Rzymskim.
Pomimo tego, że jest Żydem, nie obce mu kontakty, nawet przyjaźnie z
Rzymianami. Jego rodzina ma wysoki statut, poważanie, przychylność. Chłopak
wiedzie beztroski żywot, aż nadchodzi dzień, gdy cały świat się zmienia. Można
powiedzieć, że dosłownie- bo to nie tylko los Hura się zmienia, to początek zmian
dla wszystkich ludzi. Jego osobiste
niepowodzenia, dramaty, zemsta i bezsilność, splatają się z ogromnymi zmianami
w trzewiach cesarstwa. Zmianami, które zmienią oblicze ich Ziemi.
Cudowny mariaż
przygód chłopaka z losem Jezusa, sposób w jaki Wallace krzyżował ich ścieżki,
sposób w jaki na siebie wzajemnie wpływali, mógłby być realną historią kogoś ówczesnego.
Biorąc pod uwagę tezę autora, że Jezus jest postacią historyczną- to mogłoby
się udać. Ponadto jest tu też dużo większe przesłanie. Powiedziałabym, że
chichot historii nawet, bo pokazuje, że
nawet największe mocarstwa upadają, a ich koniec często zaczyna się tam, gdzie
nikt go nie upatruje. Dużą nadinterpretacją byłaby teza, że to chrześcijaństwo
podbiło Rzym ale to dość zabawne- Wielkie Cesarstwo zniknęło, a święte miasto
Rzym jest siedzibą Watykanu.
Nie wierzę, że jest
ktoś kto choćby nie słyszał o adaptacji ,,Ben Hur” z 1959 r z Charltonem
Hestonem, który zgarnął 11 oskarów, który wciąż wywołuje we mnie ciary, za każdym
razem gdy go oglądam. Kostiumy, walki, aktorzy, scenografia… To film, którego
wielkość przerósł chyba dopiero ,,Władca pierścieni”. Oczywiście w moim mniemaniu
;) Koniecznie obejrzyjcie, pewnie w
okolicy Wielkanocy będzie leciał trylion razy…
Drugie podejście do
tematu było w 2016 roku. Jack Huston w roli głównej, Timur Bekmambetov jako reżyser. Cóż można powiedzieć, poza tym
że to odświeżona wersja? No chyba tylko tyle, bo nawet nie zrobiła większego
zamieszania ;)
Jest jeszcze mini
serial z 2010roku i wydaje mi się, że ogląda się go o wiele lepiej niż ten z
2016. Bardzo możliwe, że za sprawą Josepha Morgana, który jako jeden z
nielicznych aktorów, jak zaczyna wpadać w złość to rzuca autentycznymi
kurwikami z oczu. No i wyszedł bardziej autentycznie niż zblazowany Huston.
Poza tym, cała oprawa filmu jest naprawdę niezła, więc z pewnością można
obejrzeć. Tym bardziej, że rozbudowano tutaj kilka wątków, wcześniej
zaniedbanych, trochę fajnych dialogów dopisano , a i sceny walki niezgorsze.
Ciekawa jestem,
którą adaptację Wy wolicie. Oczywiście wiem, że jest mnóstwo innych, starszych
adaptacji oraz wersji animowanych, ale aż takiej potrzeby nie czuję by się w to
zagłębić ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz