Pokazywanie postów oznaczonych etykietą film. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą film. Pokaż wszystkie posty

piątek, 9 listopada 2018

,,Nawiedzony dom na wzgórzu" Shirley Jackson


    ,,Dom na wzgórzu, choć nienormalny, opierał się samotnie o swoje pagórki i tulił ciemność w swym wnętrzu. […]Pomiędzy drewnem, a kamieniami Domu na Wzgórzu zalegała głucha cisza, a to, co po nim chodziło, chodziło samotnie.”






sobota, 29 kwietnia 2017

,,Prosta historia o morderstwie" - recenzja

,,Prosta historia o morderstwie" (2016)
Reż. Arkadiusz Jakubik



Foto Filmweb

   Arkadiusz Jakubik od jakiegoś czasu zaskakuje swoich fanów. Nie wystarcza mu sława specyficznego aktora. Nie sposób zapomnieć scen gdy się wykrwawia z odgryzionego penisa (Drogówka), biega odziany w zwiewne szatki jako producent pornoli (Jak to się robi z dziewczynami) czy traci głowę (Wołyń). Sprawdza się też jako wokalista (Dr.Misio) i reżyser. ,,Prosta historia o morderstwie" jest jego drugim reżyserskim dziełem i mam nadzieję, że nie ostatnim, chociaż trochę kazał nam poczekać. Obsada jest obłędna- Andrzej Chyra, Kinga Prejs i Filip Pławiak, którego rola w ,,Czerwonym pająku" była tak doskonała, że dość wysoko stawiam mu poprzeczkę. Tutaj co prawda nie miał aż tak dużego pola do pokazania swoich umiejętności, ale i tak dobrze się sprawdził. 
    Na samym początku są trupy- czyli wg starej dobrej szkoły- najpierw trzęsienie ziemi, potem kolejne wstrząsy. Widzimy rodziców Jacka, zamordowanych w rodzinnym domu. Zamieszanie, policja, konsternacja, chaos. Następnie narracja zaczyna biec dwutorowo- a więc spoglądamy wstecz na wydarzenia, które doprowadziły do zbrodni. Na początku wyłania się obraz kochającej, zwyczajnej rodziny. Jacek idąc w ślady ojca zostaje policjantem, zaczyna z nim służyć na tym samym komisariacie. I tutaj okazuje się, że rodzina nie jest tak doskonała, a kochający ojciec nie dość, że alkoholik i domowy tyran to jeszcze skorumpowany, wykolejony wrak. Mamy tu wszystkie odcienie walki z nałogiem. To znaczy walczy Jacek. Bo ojcu nie przeszkadza, matka usprawiedliwia, koledzy wspierają i bronią.  Widzimy jak chłopak stara się chronić rodzinę, nawet za cenę własnego, spokojnego życia, a zderza się z murem niezrozumienia. 
  Retrospektywna narracja miała ukazać dwa wątki- jedna to tragedia rodziny, druga natomiast to życie zawodowe ojca  i współpraca z gangsterami. Dla mnie jednak wątek rodzinny mocno zdeterminował ten drugi. Sceny były po prostu dosadniejsze, uczucia i strach rodziny bardziej działały na wyobraźnię niż powiązania z małomiasteczkowymi bandytami, które zresztą były mdłe, słabo zaakcentowane. Brakło scen ukazujących prawdziwy obraz tych powiązań, trochę więcej realności i pieprzyku.  Gang na hulajnogach nie przekonał mnie tak jak ojciec, którego męskość przejawiała się chlastaniem żony po twarzy. 
  Film godny polecenia, kryminał, sensacja, dramat, nie przegadany, z doskonałym aktorstwem, przykuwający uwagę. Czekam na kolejny pomysł Jakubika. 
  

czwartek, 23 marca 2017

The Disappointments Room

,,The Disappointments Room"
Reż. D.J. Caruso
(2016)



Foto BookMyShow



  Nie  będzie fajerwerków, obgryzania paluchów ze strachu, nie będzie chowania się pod kocykiem, nie będzie nawet staroświeckiego, przyzwoitego BOOO. Mimo wszystko można obejrzeć bo to całkiem przyzwoity film. I chociaż temat wałkowany we wszystkie strony jak ciasto na chrusty, a scenariusz niesłychanie przewidywalny, jest przy czym zajadać popkorn.
  Rodzina wprowadza się do dużego domu, znajdującego się na odosobnionej, zalesionej działce. Nie ma nic odkrywczego w tym, że opuszczone domy muszą mieć swoje tajemnice. Nie dziwi zatem fakt, że Dana szybko znajduje drzwi, prowadzące do pokoju. Pokój jest o tyle zagadkowy, że nie widnieje na żadnych planach, a solidnie zaryglowane drzwi nijak nie dają się otworzyć. Pomiędzy remontowaniem domu, a zajmowaniem się mężem i synem, kobieta poprzez wspomnienia zdradza nam bolesne przeżycia, z którymi musieli się zmierzyć przed wyjazdem. Powoli to, co im się przydarzyło, splata się z przebrzmiałymi wydarzeniami w domu. Przez chęć naprawienia błędów i chronienia najbliższych obłęd miesza się z rzeczywistością.
  Film ogląda się gładko, na plus zaliczyć można to, że już od początku akcja toczy się wartko. Poczucie niepokoju wywołuje prowadzenie kamery tak, by widz zobaczył bohaterów oczami ukrytego intruza. Równie przyjemnie odbiera się zdjęcia z pleneru gdzie poczucie sielskości mąci jedynie świadomość, że gdzieś czai się coś obcego. No i oczywiście sam dom - piękny na zewnątrz jak i w środku. Zazwyczaj w filmach o takiej fabule domy niepokoją i straszą. Estetyka tła miała wydobyć tragizm tego, co się działo z poprzednimi mieszkańcami. Tragizm, nie groza bo ostatecznie tej  tutaj nie wiele. W mojej ocenie najwięcej strachu wywołał czarny, groźny pies. Dlaczego? Przekonajcie się sami.

czwartek, 26 stycznia 2017

Autopsja Jane Doe

Autopsja Jane Doe 2016
reż. André Øvredal



foto filmweb

Film wyreżyserowany przez norweskiego twórcę André Øvredal, któremu życzyłabym aby dalej szedł tym kursem. Pamiętam jego ,,Łowcę Trolli" ale to, co pokazał teraz jest szczególnie udane. Tajemnicza historia opowiedziana w ciasnej przestrzeni, z minimalną ilością bohaterów i malowana sugestywnymi obrazami  jest doskonałym przykładem na to, że da się zrobić dobry film bez beczki specjalnych efektów. Tutaj efektem było granie na emocjach widza. To, jak opowieść wywoływała  współczucie do postaci, chęć rozwikłania zagadki.
      Ojciec  z synem są patologami sądowymi. Od samego początku wzbudzają sympatię gdy widzimy ich przy głośnej muzyce, jak z zapałem, ekscytacją i widoczną przyjemnością wykonują swoją pracę. Nie są zimnymi draniami, babrającymi się we flakach denatów. Chociaż muszą badać zwłoki by odkryć przyczynę zgonu, robią to z widocznym szacunkiem i poszanowaniem, a jednocześnie wykorzystują ten czas do rodzinnych pogawędek. Prosektorium i korytarz są nasycone takimi barwami, że aż się prosi by zaczęło się tam coś dziać. Nie trzeba na to długo czekać. Wprowadzenie dreszczyku następuję przed upływem 30min, więc całkiem niezły wynik. Tym bardziej, że nie jest to chluśnięcie wiadra krwi na kamerę, a subtelna manipulacja naszej wyobraźni. Klimat się zagęszcza gdy należy zbadać śliczną, młodą dziewczynę. Wygląd zwłok nijak nie ma się do okoliczności, w których je odkryto. Lekarze mają jedną noc by wyciągnąć odpowiednie wnioski, lecz im dalej posuwają się z pracą tym trudniej powiązać im fakty. Ciało okazuje się skarbczykiem różnych dziwności i chociaż następuje moment, w którym można się spodziewać dalszej części, wciąż z przyjemnością obserwowałam czy na pewno się nie omyliłam. Szybkie poukładanie faktów i przyznanie się bohaterów, że nauka nic tu nie zdziała była dla mnie plusem.  Tylko otwarte umysły dopuszczają takie rozwiązania. Chociaż wiem, że są osoby, którym nie podobało się, że chłopcy szybko przeszli nad tym do porządku dziennego. Później następuje kumulacja zdarzeń- dziwne odgłosy, cienie, szalejąca burza, tylko zrozumienie ojca i syna niezmienne i niewzruszone. Jak i zwłoki na stole. I przy tym wszystkim tak bardzo chciało by się żeby ta powieka mrugnęła, czy choćby palec drgnął. To niewzruszone oblicze powodowało wyczekiwanie, które jednak nie nastąpiło. Zostało kilka pytań bez odpowiedzi, wśród których najważniejszym byłoby ,,czy ta sekcja rzeczywiście się odbyła?"
Nie spodziewajmy się, że znajdziemy tu jakieś nowatorskie pomysły czy zmyślne sztuczki filmowe. To po prostu dobry film z gatunku, który warto obejrzeć. Oczywiście przez tych, którzy ten gatunek lubią bo jest tu trochę makabry przy krojeniu zwłok, są subtelne niuanse, które można niemal przegapić, balans miedzy tym co należy zrobić, a okazaniem szacunku, drugie dno i spory apetyt na jeszcze.

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Nie oddychaj

Nie oddychaj 2016
Recenzja


Foto Filweb

Głównym powodem, dla którego obejrzałam ten film był Stephen Lang, odtwórca głównej roli, ale nie ukrywam, że również ciekawość.Film został wyreżyserowany przez Fede Alvareza, którego poczynania można było zobaczyć już w filmie ,,Martwe zło" z 2013 i już wtedy przypadł mi do gustu.
Nie nastawiałam się na ekstra fajerwerki bo opis filmu głosił, że  kilkoro nastolatków próbuje okraść niewidomego mężczyznę. Pomyślałam, że mogą to być jakieś heretyczne popłuczyny bo cóż to w ogóle za pomysł z tym ślepcem?! Dzieciarnia dobrze sobie radzi. Dziewczyna z dwoma kolegami, zdeterminowani by wyrwać się z miasta na świat.  Mają plan, usypiają pieska, który spokojnie mógłby zagrać rolę Cujo, wiedzą jak zająć się zamkiem w drzwiach, jak załatwić system alarmowy, jak uziemić domownika. Co mogłoby się nie udać? Ha. Wszystko powiadam Wam.
Kaleka okazuje się świetnie wyszkolonym zabójcą (chociaż miał momenty, kiedy w to wątpiłam), chodzenie na paluszkach po całym domu i strzelanie do zaryglowanych drzwi jest tak samo mądre jak celowanie z muszkietu do moskita. Większość filmu biegają po całym domu i naparzają w drzwi, które ślepiec z determinacją zamyka. Okazuje się, że facet oprócz pokaźnego arsenału, trzyma w domu sporą gotówkę i całkiem niezłą tajemnicę w piwnicy. I to cudownie popieprzone wyznanie, wypowiedziane  zachrypniętym, niemalże hipnotyzującym głosem Langa, wywołuje poczucie zgorszenia i niesmaku. Można być aż tak porąbanym?!
Szala zwycięstwa przechyla się raz w jedną, raz w drugą stronę, aż widzimy, że mamy dwoje głównych bohaterów- z jednej strony dziewczyna, z drugiej ślepiec. Oboje ukazywani w coraz to innym świetle, tak by pokazać inne oblicze i uśpione demony.
Film dość prosty, napięcie średnie, można spokojnie chrupać fistaszki bez obawy o zadławienie. Momentami brak logiki wywołuje uśmiech politowania, a jednocześnie akcja jest tak skonstruowana, że podtrzymuje ciekawość. Kino trochę takie ,,B" -albo się kupuje i dobrze bawi, albo czepia szczegółów. No i istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie kontynuacja tej opowieści. Zakończenie pozostawia całkiem spore okno na dalsze poczynania.
6/10

niedziela, 11 grudnia 2016

Ostatnia misja USS Indianapolis

Ostatnia misja USS Indianapolis 2016
Recenzja



foto z google



Nowiusieńki film z obiecującą obsadą. Na czele Nicolas Cage, zaraz za nim Thomas Jane, Cody Walker, Tom Sizemore. I tylko Weronika Rosati jakoś mi tu nie synchronicznie wyglądała. No ale jak Nico, to jak nie obejrzeć? 
Tytułowy krążownik ma wypłynąć z tajną misją. Jej celem jest dostarczenie ładunku nuklearnego do bomby atomowej, która później miała być zrzucona na Hiroszimę.Jak misja jest tajna to wiadomo, że nikt się do niej nie przyzna i okręt wypływa bez obstawy. W drodze powrotnej zostaje uderzony przez japońską torpedę. Sceny tonącego statku dziwnie przypominały fragmenty ,,Titanica". W pewnym momencie zaczęłam się za Di Caprio rozglądać...
Ocaleli marynarze dryfują w morskiej toni, narażeni na ataki rekinów. Przez pięć dni walczą z głodem i pragnieniem, zmęczeniem i desperacją. Ratunek przychodzi zupełnie przypadkowo. Dowództwo nie chce się przyznać do akcji, w której brał udział  USS, więc wytaczają proces kapitanowi, zarzucając mu błąd i narażenie okrętu na niebezpieczeństwo. Normalnie jakby tam znajoma władza rządziła...
Ot i tyle celem streszczenia. Początek ukazuje nam niefrasobliwych młodzików, którzy się bawią, poszturchują. Jak młodziki na koloniach. Jest nawet historia miłosna wciśnięta jakby z przyzwyczajenia. I później jak ta banda gołowąsów (w większości) zostaje trafiona, nie bardzo wiedzą co mają robić. Biegają we wszystkich kierunkach, panikują. Na szczęście garstka wybrańców ogarnia się w temacie i pomaga pozostałym się wydostać. Aż dziw, że to dumna flota Ameryki. Chaos trwa do czasu zatopienia okrętu. Sceny cierpiących żołnierzy i ich wzajemne relacje to chyba najlepsza część filmu. W końcu można przystanąć przy bohaterach i przyjżeć się im bliżej, nawiązać z nimi kontakt, wczuć się w ich przeżycia. Wstrząsająca jest liczba ofiar- z 879 członków załogi ocalało 317. Wstrząsające jest również to, z czym musieli się zmierzyć. I pomimo dobrego, emocjonującego tematu, nie udało się tego dobrze przedstawić. Nie tak, by popłynęły łzy. A powinny. 
W sumie wydano na ten film 40mln dolców i połowa to chyba na catering była bo płaskie to było i pełne nieciekawych efektów. Znaczy film. Bo catering na pewno był na wypasie. 
I jeszcze kwestia Rosati. Ciekawa byłam co ona tam odegra ale szczerze powiem, że jedyna jej rola, którą jestem w stanie przyjąć jest ta w ,,Obławie", gdzie towarzyszyła Dorocińskiemu. I chyba tak zostanie. Tutaj to był dosłownie epizod jako żona kpt. McVay. Jak ona się dostała do filmu to jeszcze można dywagować ale co na niebiosa zrobił Cage, że dostał tą rolę?!
Jeśli oczekujecie wrażeń to już lepiej obejrzyjcie sobie serial ,,The last ship". Bo tutaj to na dwie godziny kina, waszą uwagę przykuje może jakieś 30 min. Jedyny fragment, który mógłby zasługiwać na chwilę zadumy i uwagi jest rozmowa dowódców wrogich jednostek pod koniec filmu i jak to wpłynęło na ostateczną decyzję kpt. McVaya oraz komentarz do filmu przed napisami końcowymi. 
W mojej ocenie 5/10

piątek, 18 listopada 2016

The Unspoken

The Unspoken 2016
Film, recenzja



Foto z sieci


Film od początku wprowadził mnie w dobry klimat. Żadnego pitu pitu tylko od razu bach! Zagadką między oczy. W domu stojącym na uboczu znika cała rodzina. Po jakimś czasie wprowadza się do niego samotna matka z niemówiącym synem. Na codzień towarzyszy im Portia, a z pobliskiego miasteczka przybywa Angela by pomóc przy chłopcu. Spokój kończy się gdy dom ożywa. Wiadomo, jak to w nawiedzonym domu. Gary wyskakują z szafek, wścibska laska jest duszona przez niewidzialne dłonie, znika pracownik, pukanie w drzwi - pełen wachlarz przyjemności. Co prawda parskam śmiechem gdy ożywa truchło psa i zastanawiam się po co Angela ciągle nosi po domu torebkę, przewieszoną przez ramie ale akcja dość płynnie się toczy więc się nie czepiam.
Banda wsiowych głupków zachowuje się jak cielęta pogryzione w zadki przez gzy i nie da się nie przewidzieć, że źle skończą. Angela natomiast dostrzega pewne fakty ze swego życia i dochodzi do oczywistych wniosków.. Wyjaśnienie jednak okazuje się zupełnie inne. To film o nawiedzonym domu, który kończy się niestandardowo i dla amatorów tego gatunku to na pewno będzie dużym plusem. Nie mówię, że to zakończenie pełne fajerwerków. Szczerze mówiąc jest trochę naciągane ale to przynajmniej coś innego niż kolejny, zapomniany trup w piwnicy.
Nie spodziewajcie się po nim wielkich przeżyć. Co to, to nie. Ot, dobry film tego gatunku, dość przewidywalny, ale jednak naznaczony szczyptą innowacji.
Podobał mi się również wybór Sharon Da Silva  na odwórczynię głównej roli. Pamietamy ją z takich filmów jak ,,Silent Hill" czy ,,Dom w głębi lasu".
Jak już dacie się zaskoczyć finałem, przeczekajcie napisy. Bo tam pozostawiono jeszcze jeden element, którym fanom gatunku musi się spodobać. Albo przynajmniej wywołać uśmiech.
W mojej ocenie 7/10