,,W Monachium ludziom niskiego wzrostu czasami przytrafiają
się chore ambicje”
Książka przeleżała
swoje na półce bo spotkałam się z bardzo sprzecznymi recenzjami na jej temat.
Jak to ze mną bywa- kiedy już tych negatywów zebrało się całkiem sporo,
uznałam, że czas wyrobić swoje zdanie. Tak oto zmierzyłam się z gambitem, który
został wyrwany z szachowej planszy i rzucony na znacznie większe pole.
Siembieda stworzył
niezłą powieść szpiegowską bazując na faktycznych losach dwóch braci, historii
(głównie Europy) oraz postaci Wandy. I z tą postacią, chociaż jest kluczowym
elementem, miałam najwięcej problemu. Wanda pojawia się niemal na samym
początku wojny. Jest zwykła dziewczyną, która wraz ze stratą swych bliskich,
traci u mnie na wiarygodności. Zakochuje się szybko, nie ma szczęścia do
uczciwych dowódców, a agentką DIA zostaje jakby z przypadku. Mam wrażenie, że
miota się wśród tych wszystkich wydarzeń, targana wichrami wojny, przekrętów,
wciągana wciąż w nowe intrygi, ratowana z opresji w przez coraz to bardziej
nieprawdopodobne osoby, sposoby i wydarzenia. Pomimo tego, że jej działania
wywołują pewien efekt, zdaje się być naiwna, jakby płynęła z prądem, który ją
porywa. Momentami jest takim Johnem English w spódnicy i doprawdy bardzo trudno
było mi ją polubić. Chyba bardziej mnie irytowała i to nie zmieniło się już do
samego końca. Wydaje mi się, że sam
autor nie do końca ją lubił pisząc ,,Polka z wywiadu podziemnej AK na żołdzie
Us Army w służbie brytyjskiego wywiadu” , a na koniec ,,35 lat spędziła w US
Army, poza Waszyngtonem nie znała swojego kraju.” Cała Wanda- ni pies ni wydra.
Polka, nie Polka, agent nie agent…
Kolejnym minusem
było dla mnie przedstawienie życia ludzi w trakcie wojny. Pomimo tego, że
wiadomo było, że trwa wojna, wszyscy nadal chodzili do kina i kawiarni. Nadal
spacerowali po skwerach i parkach, robili interesy, a w każdym domu był chleb,
marmolada i mleko w takich ilościach, że każdego gościa można było nakarmić.
Strasznie mi to zgrzytało, tak samo jak obraz miast- z książki wynikało, że ich
zrujnowanie nastąpiło dopiero w momencie odwrotu wojsk niemieckich. Chyba każdy
wie, że nie do końca tak było.
Do narracji jaką
prowadzi autor trzeba przywyknąć. Pisze językiem prostym, po żołniersku, bez
zbędnych opisów i ozdobników. Szybko przechodzi od jednego konkretu do
drugiego. To pewnie dlatego jest tu mnóstwo wątków historycznych, faktów,
zdarzeń i postaci. Roi się od opowieści o żołnierzach AK, Brygadzie
Świętokrzyskiej, rotmistrzu Pileckim, Leonie
Trojanowskim, Ludwiku Kalksteinie, zakusach obcych państw na ziemie i złoża
polskie, sposobach i próbach jakie podejmowano by zapobiec dalszym konfliktom.
Ogromna ilość tych informacji została dodatkowo zamknięta w dużych widełkach czasowych bo
sięga od przedwojnia aż po wczesne lata dziewięćdziesiąte, więc trzeba
przyznać, że to całkiem sporo.
Czy ,,Gambit” się
broni? Jeśli weźmiemy poprawkę na Wandę to jak najbardziej 😉 Rzetelne wątki
historyczne, mnóstwo interpretacji na
temat działań służb w trakcie wojny jak i w czasie pokoju, tajemnica i skarb (
tak, tak, skarb też jest), przemiany polityczne, lojalność i zdrada, miłość i
nienawiść, pomyłki i triumfy. Przede wszystkim jednak ludzie, ich poświęcenie i
determinacja. Siembieda oddaje niejako hołd tym, którzy polegli, jednocześnie
pokazując jak ocaleni dbają o dziedzictwo…
Chyba nie do końca odnalazłabym się w tej lekturze.
OdpowiedzUsuńPrzez tematykę czy przez Wandę? ;)
Usuń