czwartek, 29 czerwca 2017

,,Dziewczyna z sąsiedztwa" Jack Ketchum

Dlaczego wcześniej nie wzięłam w łapki tej książki?  Bo zazwyczaj zniechęcają mnie same pochlebne opinie, bo uważam, że amerykańskie dzieciaki są tak crazy jak żadne inne (delikatnie rzecz nazywając), o nastolatkach nie wspominając, bo rekomendacja S. Kinga już raz mnie wprowadziła w błąd. Pamiętacie ,,dziewczynę z pociągu”? Tam właśnie Stephen zapewniał mnie o doznaniach, których nie znalazłam i chociaż lektura nie była zła to jednak nie dała mi tego, czego oczekiwałam. Nie po rekomendacji Króla. A tu kolejna ,,dziewczyna” i kolejny raz jego zachwyt, ba, wstęp nawet uczynił.  No cóż. Przeczekałam, szum nieco minął, książka w końcu zagościła u mnie i  ostatecznie  zasiadłam do lektury.



Bardzo lubię powieści pisane z punktu widzenia nastolatków i dzieci. Mają w sobie taki lekko melancholijny posmak, uderzają w struny, o których zdawałoby się, że zapomnieliśmy. To trochę jak podróż wstecz, do własnego dzieciństwa i tych przebrzmiałych dni.  Picie oranżady ze szklanych butelek w upalny dzień, ciepły pocałunek mamy na dobranoc, zapach suszonego siana, klekot bociana o świcie… Tutaj jest podobnie. David zaczyna snuć swoją opowieść  i stajemy się jednym organizmem, utożsamiamy się z nim. Zanurzamy ręce w zimnej wodzie i łapiemy raki, czujemy ciepłe słońce na policzkach i twardą skałę pod nogami. Uśmiechamy się do dziecięcych myśli i spostrzeżeń.  Aż do momentu kiedy zauważamy, że coś zaczyna się psuć. Oczywiście możemy nie zauważać wszystkich niuansów- amerykańskie dzieci,  do tego czas, gdy wszyscy w strachu oczekiwali wojny nuklearnej, na każdym kroku obawiali się szpiegów i budowali schrony – to jednak trochę inny świat.  Biorę to pod uwagę, mimo wszystko z niedowierzaniem obserwowałam  jak niefrasobliwi  chłopcy zmieniają się w ludzkie bestie. Może nie do końca było tak, że od beztroskiej zabawy nad rzeką nagle przechodzili do torturowania bezbronnej dziewczyny. Nie. Już wcześniej wyraźnie było widać, że mieli dość pokręcone zabawy i rozumienie rzeczywistości. Ale to wszystko mieściło się jeszcze w granicach dziecięcych doświadczeń.  Tyle, że  niektórzy z nich te granice  przesunęli  zbyt daleko. Doskonale tu widać jak bardzo dzieci są zależne od dorosłych. Skoro bawili się w oprawców pod okiem dorosłego, nie podejrzewali, że robią coś niewłaściwego. Ot małe występek, jak wypicie piwa w tajemnicy przed rodzicami. Nie dostały sygnału, że posunęły się zbyt daleko, a gdy zaczęli dostrzegać grozę swoich występków, wpadły w wir, z którego już nie mogły się wydostać.
                Bohaterami tej powieści są chłopcy, Ruth i dwie osierocone dziewczyny. To Ruth jest na początku osobą budzącą zaufanie, zawsze ma otwarte drzwi dla innych dzieciaków, pozwala im na wybryki, które są niedopuszczalne przez innych rodziców, gra z nimi w karty, śmieje się i żartuje. Jest tym rodzajem dorosłego, którego dzieciaki wspominają z uśmiechem na długo po tym, jak przestają mieć smarki pod nosem. Ale z Ruth nie do końca jest wszystko w porządku. Stłamszona przez życie, przez własne wypaczone teorie, poświęcająca się wychowywaniu trójki dzieci powoli popada w obłęd. Obłęd kontrolowany na tyle, że wciąż jeszcze potrafi stwarzać pozory normalności dla postronnych osób.  W pewnej chwili zastanawiałam się czy ona wie co robią jej synowie i kto tu właściwie kogo nakręca. Czy to chłopcy zachęcani jej przyzwoleniem, czy ona rozochocona ich niepojętym posłuszeństwem.
                Siostry- 15letnia Meg i 9letnia Susan po wypadku, w którym zginęli ich rodzice trafiły pod dach Ruth i jej synów. Czego oczekiwały? Pewnie tego samego co wszystkie dzieci- odrobiny uwagi, ciepła i spokojnego życia. Co dostały zamiast tego? Nie sposób o tym mówić bez ściśniętego gardła, tak jak i David w pewnym momencie nie mógł już relacjonować zdarzeń. Zastraszone, zrezygnowane mogły tylko przyjmować kolejne razy. Na początku próbowały się bronić, ludzki odruch. Jednak szybko zrozumiały, że niczego tym nie zyskają. Bo oprawczyni Ruth wykorzystała ich wzajemną miłość. Jedna odpowiadała za przewinienia drugiej. Kary były surowe, tym bardziej, że przewinienia były błahe, to w oczach Ruth urastały do rangi problemu. Właściwie to nawet trudno tu mówić o karach. Terror trwał dzień i noc, w zależności od siły bólu głowy oprawczyni. I fantazji jej małych pomocników.
                Mocna opowieść. Nie tylko ze względu na drastyczne sceny. Głównie przez wypranie emocjonalne jakie się udzieliło oprawcom. Przez przekraczanie granic, których nikt, nigdy nie powinien przekroczyć. Przez niemożność wyrwania się z tej gehenny, przez szok i rozpacz tak głęboką, że ja sama zwątpiłam w ratunek dla nich wszystkich. W pewnym sensie oni wszyscy już na zawsze zostali w tej nieszczęsnej piwnicy…


3 komentarze:

  1. Mnie osobiście "Dziewczyna" zniszczyła. W ogólnym rozrachunku książek, które przeczytałem, żadna nie zrobiła na mnie takiego wrażenia i nie zostawiła tylu sznytów, ran i blizn co właśnie ta książka. Do tej pory kiedy ktoś pyta mnie "jaka jest najlepsza książka jaką dotychczas czytałem" (ogólnie co ma oznaczać w tym kontekście wyraz "najlepsza"?) to zawsze odpowiadam - "Dziewczyna z sąsiedztwa". Tak, ta pozycja jest dla mnie zdecydowanie najbardziej wstrząsającą rzeczą jaką w życiu czytałem. Dodając do tego, że jest na oparta na faktach to mamy pełnię wszystkiego. Mnie osobiście zmiażdżyła, a zdanie "A wszystko zaczęło się w piwnicy..." świszcze mi w głowie do dziś, choć "dziewczynę" czytałem około 6 lat temu... Emocjonalna masakra.
    Teraz czytam "Złe". I wiesz co...? Jest kur*a jeszcze gorzej... U Ketchama piekło przeżywała nastoletnia dziewczyna. Tutaj przeżywa cała rodzina. Żona, nastoletnia córka, ledwo nastoletni chłopiec i... trzylatek... Powiem Ci, że nie jestem w stanie czytać tej książki dłużej niż 3-4 rozdziały... Momentami leżę w łóżku czytając i ocieram szklące się oczy. Realizmu dopełniają jeszcze nasze realia (polskie) więc wszystko jest tak cholernie namacalne, bliższe, bardziej znajome i dużo mocniej odczuwalne. Plus ten trzylatek... Kur*a, mój synek miał tyle rok temu... Emocje są nieprawdopodobne. Książka jest niesamowita ale gdybym wiedział, że tak mnie zniszczy to nie chwyciłbym po nią...

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że rodzic ma dużo trudniej czytając takie książki. Odbiera to bardziej osobiście, mocniej się utożsamia z dziecięcymi bohaterami i myśli ,,a gdyby tak moje dziecko"...
    Książka może mnie i nie zniszczyła, w sumie człowiek po recenzjach się spodziewał, że ta dziewczyna będzie miała przerąbane, że maltretowanie i gwałt, ale to jak oni ją NAPRAWDĘ zniszczyli- to było najgorsze.
    Złe czeka na czytniku, ale muszę wziąć oddech. To, co, jakieś mordobicie, tradycyjne latające flaki i krew w przerywniku? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, dla mnie zdecydowanie mocniejsze jest "Zły". Właśnie ze względu na tego małego dzieciaczka... "Dziewczyna" mnie przeczochrała solidnie. Ale też patrzyłem na tą literaturę pod innym kątem. To były moje początki z literaturą grozy, niemalże gołowąs byłem, plus że proza na faktach, no i w roli głównej - nastolatka. A co może taki kilkulatek...? Tu jest naprawdę ciężko.
    Co w przerywniku? Tak jak mówisz - muszę sięgnąć później po coś dużo bardziej mięsistego;). Ale myślę, że skończy się na drugim "Domie" dardowym;).
    Aha, nie wiem czy kojarzysz, taka mała dygresja. Ostatnio natrafiłem na świetnego Autora - Patrick Senecal. Kupiłem hurtem kilka tytułów. Przeczytałem póki co jeden "Pasażer". RE-WE-LA-CJA!!! Polecam z czystym sumieniem:).

    OdpowiedzUsuń