wtorek, 20 sierpnia 2019

,,Hex" Thomas Olde Heuvelt





  ,,Steve znał historię, jednak czynnikiem, którego historycy nigdy nie analizowali, był wpływ tego miejsca na ludzi. Był to czynnik irracjonalny i mogli go zauważyć jedynie ci, którzy tutaj żyli…”


   Huvelt stworzył historię, która w wielu miejscach przypominała prozę Stephena Kinga. Pewne wątki, zwłaszcza obyczajowe, autor jakby na siłę konstruował w podobny sposób. W pewnym momencie cała powieść przypominała już lustra, w których odbijały się całe obrazy z takich powieści jak ,,pod kopułą”, ,,smętarz dla zwierzaków” czy ,,mgła”. Jak na początku maniera pisania w ten sposób trochę mnie drażniła, tak później sprawiała już całkiem niezłą frajdę. Nie zaburzyło to jakoś odbioru całości, choć z pewnością dołożyło kolorytu.


   W sennym miasteczku pojawia się duch Kathariny van Wyler, skazanej w 1664 r na śmierć za rzucanie czarów. Mieszkańcy nie mogą się jej pozbyć, nie mogą też z pewnych powodów pokazać jej światu, sami również nie mogą zbyt długo przebywać poza miastem. Cóż więc uczynić z tak niecodziennym zjawiskiem? Jakoś trzeba dostosować się do zaistniałych warunków, więc powołują służby, które dbają o to, by ich tajemnica pozostała tajemnicą, a mieszkańcy mogli funkcjonować.  Wymyślają sobie kodeks, granice i zasady i starają się ich trzymać. Najtrudniej jest się do nich dostosować nowym mieszkańcom ale jak tylko uświadamiają sobie z czym mają do czynienia, podporządkowują się nowemu systemowi. Płacą dość wysoką cenę bo mogą wybrać życie pod ciągłym nadzorem, dostosowanie do nieskończonej ilości zasad albo śmierć. Jeśli ktoś już kupił tu dom- nie miał innej opcji do wyboru. 

   Część opisująca sztuczki i sposoby ukrywania wiedźmy jest najbardziej rozrywkowa. Doprawdy pomysłowość na utrzymanie jej w ukryciu, wielokrotnie wywoływała u mnie śmiech. Wierzę, że i Was ubawi. Następna część zaczyna powoli budzić niepokój. Wszyscy wiedzą, że jak się czegoś boimy to staramy się przed tym chronić, wymyślamy sposoby radzenia sobie z niebezpieczeństwem, rozumiemy jak nasze postępowanie wpływa na obiekt naszego strachu. Oprócz siebie, staramy się chronić również naszych sąsiadów, społeczność, rodzinę, nasze dzieci. Tylko, że dzieci, jak świat światem, nigdy nie wierzą dorosłym .Same chcą się przekonać jak daleko mogą się posunąć, jak blisko granicy mogą podejść. I właśnie taki mechanizm zadzieje się w tej powieści. Grupka dzieciaków narobi niezłego bałaganu. I tu zaczyna się już prawdziwy horror. Dorośli próbują się połapać w sytuacji, dzieciaki tracą głowę, a wiedźma rośnie w siłę. Zasadnicze pytanie jednak jest takie-  czy to na pewno wiedźma tkwiła  w tym uśpieniu czy ludzie trzymali na wodzy swoje zwierzęce instynkty?

   Cała intryga, związki przyczynowo-skutkowe spowodowały, że pochłonęłam książkę w kilka godzin ale niestety, został mi ogromny niedosyt. Już nie wspomnę o zakończeniu, które było jakoś tak trochę na odczepnego ( chociaż autor pisze później, że i tak jest inne niż w oryginale) ale najbardziej chodziło mi o historię samej Katheriny. Niby była tu motorem wszystkich  wydarzeń ale  została potraktowana jakoś tak  po macoszemu. Jest oczywiście nakreślone oględnie co jej się przydarzyło ale  to wyjaśnienie pozostawiło mnóstwo pytań. Rozumiem, że Heuvelt skupił się bardziej na związkach międzyludzkich, na mechanizmach rządzącymi społecznościami, na tym jak ludzie reagują na skrajne zagrożenia i na ile są w stanie kontrolować samych siebie,  ale żal czarownicy był u mnie tak duży, ze jakoś nie umiem mu tego wybaczyć. 



2 komentarze: