niedziela, 30 czerwca 2019

,,Inkub" Artur Urbanowicz


    



  ,,Chcemy tego dotknąć, poznać to, dowiedzieć się o tym więcej. Kiedy nam się nie udaje, staramy się jeszcze bardziej.”



   Olga z Wielkiego Buka obwieściła, że ,,Inkub" jest najlepszym  polskim horrorem tego półrocza i jeśli nie znajdzie się godny następca, może być  i roku. Chociaż Urbanowicz z impetem  wkroczył na scenę polskich autorów, dopiero teraz sięgnęłam po jego twórczość i to jak bardzo udało mu się zaczarować i wciągnąć mnie w swoją opowieść , sprawiło, że na pewno nadrobię zaległości. Niech Was nie przerazi ilość stron. Tego cukierasa pożera  się w zawrotnym tempie, nawet się człowiek nie obejrzy jak zarywa noc. Mało tego. Ta historia zostaje w pamięci i już po jej przeczytaniu wciąż odtwarza się od nowa, składa fakty, analizuje.

   W maleńkiej wsi, gdzieś na Suwalszczyźnie dzieją się rzeczy dziwne i straszne. Niewyjaśnione zjawiska, morderstwa, przemoc, choroby. Co takiego się stało, że w tym cichym zakątku nagle pojawia się policja, która nie bardzo wie jak zabrać się za dziwną zbrodnię? Co takiego jest w Vitku- jedynym funkcjonariuszu, który nie traci rozumu w tym nawiedzonym miejscu? Podążając  za głosem serca bada sprawę, która poprowadzi go przez tajemnice i klątwę,  nawiedzone domy, obce byty, strach , ostatecznie niemalże skazując go na obłęd. Czy Vitek  wychodzi z tego wszystkiego bez szwanku? Czy rzeczywiście poskromił zło?

   Urbanowicz przepięknie stopniuje napięcie, prowadzi nas za rękę by ostatecznie z chichotem zostawić  na bezdrożach. Kluczy , wprowadza nowe postacie, sprawia, że niczego nie jesteśmy już pewni. Osaczeni i zagubieni jak mieszkańcy wsi.  Powieść prowadzona jak kryminał, z dwiema liniami czasowymi, najpierw wywołuje ogromną ciekawość, a później uczucie niepokoju, który zostaje już do końca.  Klimatyczna, pełna nawiązań do folkloru, do sposobu życia ludzi na wsi, do starych wierzeń  i ta atmosfera opisana tak malowniczo, że po prostu czuje się ją przez każdy por skóry. Brawo!

   Po skończonej lekturze pozostało mi rozgryzać czy ten końcowy twist był ostateczny. Szczerze wątpię by odpowiedź była jednoznaczna. Tym bardziej po przeczytaniu posłowia autora. Nie dość, że zostawił nas z dylematami  zaproponowanego przez siebie zakończenia, później jeszcze od siebie dorzucił małą garsteczkę informacji, które odpaliły we mnie wrotki szaleństwa. Nie ma siły by przestać myśleć o Jodoziorach….






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz