sobota, 21 lipca 2018

,,Tańczący Trumniarz" Jeffery Deaver

  Jak złapać mordercę w 45 godzin? Gdzie szukać  śladów jeśli bandzior  nie rozstaje się z rękawiczkami? Czyja zasadzka będzie skuteczniejsza- detektywów czy przestępcy? Lubicie dobrze prowadzone kryminały z karkołomnym finałem? Wobec tego jest to książka również dla Was ;) 







   Muszę przyznać, że pierwszym szczegółem, który przyciągnął moją uwagę był chwytliwy tytuł, następnie nazwisko autora, natychmiast skojarzone z wcześniejszym ,,Kolekcjonerem Kości”, który dodatkowo doczekał się świetnej adaptacji filmowej z 1999r z Denzelem Washingtonem i Angeliną Jolie.  Bardzo rzadko sięgam po serie, a ,,Tańczący Trumniarz” jest kolejną częścią dość sporego bo aż 12tomowego cyklu o Lincolnie Rhyme.  Tym razem jednak potrzebowałam trochę prawdziwie rozrywkowej literatury, a thriller i kryminał z pewnością tej rozrywki dostarczają. Nie spodziewałam się natomiast, że powieść pochłonie mnie aż tak.

   Kiedy Edward Carney ginie na skutek zamachu, a na celowniku mordercy jest również jego żona i przyjaciel, sprawą zajmuje się Lincoln Rhyme- genialny i błyskotliwy,  cywilny konsultant policyjny. Rhyme jest sparaliżowany przez wypadek, który przytrafił mu się kilka lat wcześniej i ma niejasne przeczucie, że obie te sprawy w jakiś sposób się łączą. Jak prowadzić śledztwo  z poziomu wózka inwalidzkiego? Technologia proszę państwa.  Technologia jaką dysponuje badacz plus jego fantastyczne zdolności dedukcyjne i oczywiście niesamowita załoga, którą ma do dyspozycji i wsparcia.

   Co sprawia, że w czasach kiedy ciągle widzimy te wszystkie ,,zagadki kryminalne” z Vegas , NY , Miami, nie wliczając w to filmów dokumentalnych, propozycja Deavera wciąż jest ekscytująca i wciągająca? Po pierwsze postać głównego bohatera- bardzo lubimy utożsamiać się z osobami, które w jakiś sposób zostały poszkodowane przez los, a jednocześnie wciąż znajdują w sobie nowe pokłady sił by żyć i robić to, co kochają. Po drugie- Amelia Sachs. Rudowłosa piękność pełna wdzięku, a jednak nie subtelna i krucha tylko baba z jajami, która wyciąga wnioski ze swoich potknięć, twardo stąpa po ziemi i jest oczami Rhyma tam, gdzie on sam udać się nie może. Ponadto ich wzajemny stosunek i napięcie pomiędzy nimi powstałe, które aż iskrzy od skrywanych emocji też robi swoje. Cóż to by była za historia bez małego smaczku z romansem w tle?

     Wiele pozostałych postaci jest narysowana tak charakterystycznie, że również nie są nam obojętni. Nie ważne czy są to pozostałe potencjalne ofiary, policjanci czy tez sam zabójca. Wszyscy wywołują ogromne emocje, chcemy poznawać ich coraz bliżej, wspierać ich bądź potępiać.

     Dodatkowo autor umiejętnie snuje fabułę. Przyznaję, że początkowe strony czytałam od niechcenia, pewna, że nic mnie nie zaskoczy ale okazało się, że to powolne nabieranie tempa, sukcesywne zbieranie kolejnych śladów, deptanie po piętach mordercy, aż w końcu te efektowne,  mistrzowskie twisty… Nie mogę powiedzieć, żebym była zawiedziona. Znajdą się tu nawet takie momenty, kiedy człowiek czuje wilgoć w oczach. Dodatkowo dostaniemy  przyspieszony kurs w dziedzinie kryminalistyki, zbadamy mikroślady, włókna, skład chemiczny, zrobimy analizy, porównania, wyszkolimy się na temat broni i pocisków.

      Co mnie zaskoczyło? Jak szczegóły w temacie kryminalistyki jakoś sobie przetwarzałam, tak szczegóły lotnictwa nie szczególnie mnie intrygowały. Ale nawet tutaj Deaver się popisał- wsadził mnie do spadającego samolotu, przypiął pasami i nagle nawet ta tematyka jakoś tak wskoczyła na swoje miejsce. Magia, mówię Wam.

   Jeśli macie czas i ochotę na rasową rozrywkę z przyzwoitym kryminałem,  ta propozycja z pewnością Was nie zawiedzie. Osobiście rozważam zagłębienie się w pozostałych częściach serii, a to już jest nie lada deklaracja jak na mnie ;)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz