Powieść o
przekraczaniu ludzkich granic, jak można wywnioskować z tytułu, ale również o
tym, jak trudno zachować własne poczucie wolności, walcząc o wolność cudzą.
Kiedy okazało
się, że żadne traktaty, dyplomatyczne ustalenia ani obostrzenia nie
spełniają swego zadania, a Cesarstwo
Japońskie pogrążało się w kryzysie i prowadziło coraz bardziej agresywną politykę,
widmo konfliktu było realniejsze z dnia na dzień. W 1939 r w Europie wybuchła
wojna i Japonia wykorzystała to na działania w Azji, a następnie rozpoczęła
ofensywę na Pacyfiku. Walki o
Guadalcanal były jednym z etapów wojny USA z Japonią. Tak jak Japonią nie spodziewała się zmasowanego
ataku, tak dla USA był to świetny pretekst do przetestowania nowych technik i
wyposażenia. A, że największe straty w tym wszystkim ponosili żołnierze? Wojna
już tak została skonstruowana, że nie jednostka jest ważna, a precyzyjne
działania zespołowe, gdzie nie liczą się rozterki moralne człowieka, a
ostateczny wynik- cyfry gromadzone w raportach. James Jones właśnie na tym
skupił swoją uwagę- przedstawiając swoich bohaterów odsłonił ich
człowieczeństwo, spojrzenie na świat. Pokazał jak różne cechy wypływają na
wierzch, kiedy musimy patrzeć na cierpienie i niesprawiedliwość, a jak
zaskakujących wyborów dokonujemy, kiedy każą nam zabijać innych.
Nie ma tu jednego
bohatera. Oglądamy wojnę oczami żołnierzy, którzy właśnie przybyli na
Guadalcanal i już tu widać różnice w ich odbiorze rzeczywistości. Mamy takich,
którzy chcą się wykazać, rządnych
przygód, zrezygnowanych, wierzących w swój honor i ideały, pokornie
wykonujących rozkazy, szalonych i ryzykujących życiem, spokojnych,
przerażonych, tchórzliwych- właśnie takich jakimi są ludzie. Różni. Wbicie ich
w mundury, zaprawienie musztrami i wyposażenie w najlepszy sprzęt nie zrobiło z
nich robotów. Człowiek zawsze zostanie człowiekiem- dobrym, czy złym, ale
jednak człowiekiem. Mamy możliwość przyglądania się tym chłopcom, którzy zaraz
po wylądowaniu żartowali, robili sobie psikusy, mieli ogromne nadzieje na
bohaterskie czyny. W trakcie morderczych marszów w niesprzyjających warunkach,
zmagający się z chorobami, brudem tracąc animusz i rezon, zostają zaatakowani
pierwszy raz. I już w tym momencie wszystko zaczyna nabierać innych barw.
Śmiech i psoty zostają wyparte przez płacz i jęki rannych, przez świadomość, że
jeśli kolega obok nie pomoże to nikt inny tego nie zrobi. A bohaterstwo, które
jawiło się jakimś egzotycznym ptakiem to zwykłe zabijanie innych ludzkich
istot. O ile udało się przy tym samemu przeżyć.
Ogromnych
wzruszeń dostarczyły mi postacie, które pomimo trudnych warunków, potrafiły
zachować przynajmniej namiastkę człowieczeństwa. Rozczarowały te, które do
końca chciały ubić własny interes i nie ważne, że przez to ginęli koledzy z
oddziału. Ogromnym entuzjazmem natomiast, napełnili mnie ci chłopcy, którzy
dopiero w ciężkich warunkach poznali swoją prawdziwą wartość.
Książka o tematyce wojennej, jednak ukazuje jej absurd. Sprawia, że współczujemy bohaterom, a
jednocześnie nimi gardzimy, czujemy się częścią ich batalionu jednocześnie
zaciskając pięści ze strachu na myśl o tym, jak zachowalibyśmy się na ich
miejscu. Miejscami dość trudna lektura ze względu na styl autora- zdarzają się
fragmenty techniczne, twarde opisy bez lania miodu, ale jak mogłoby być inaczej
skoro on sam przeżył grozę tamtych
wydarzeń? Wydaje mi się, że dzięki temu książka jest dosłowna, prawdziwa,
bardziej realna. Po lekturze trochę trwało, zanim wróciłam do siebie, tym
bardziej doceniając czas pokoju, w jakim mam szczęście żyć. A nie wszyscy go
mają.
W roku 1998 powstał film w reżyserii
Terrenca Malicka o tym samym tytule. Jest to bardzo wysublimowany, niemal
poetycki obraz, podkręcony dodatkowo przepiękną muzyką Hansa Zimmera. Niewątpliwym
atutem filmu obok muzyki i zdjęć, jest na pewno obsada. Nie często można oglądać
tak wiele gwiazd w jednej produkcji, która do tego jest bardzo dobra. A tutaj gra i Sean Pean, i Adrien
Brody, George Clooney, John Cusack, i Woody Harrelson… Lista jest
naprawdę imponująca.
Bohaterowie są dość
mocno zmodyfikowani względem pierwowzorów, akcja również przeszła metamorfozę.
Jest kilka wątków, które są jakby
oderwane od całości i trudno je zrozumieć bez znajomości książki. Przykładem
może tu być słynne zdanie Welsha ,,własność, chodzi o własność”- widz nie do
końca ma świadomość, dlaczego w jego ustach jest to takie istotne. Osobiście
bardzo mi brakowała wątku Fife'a, który dokonał chyba największej
przemiany, a przez swoją nieporadność i
lęki był mi szczególnie bliski. Ostatecznie jednak tak książka, jak i film mają
wspólny mianownik- bezsens wojny i warto się zapoznać z obydwoma wersjami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz