piątek, 1 czerwca 2018

,,Łowcy niewolników" Grzegorz Kochman

     Kiedy nadszedł czas starcia się świata chrześcijańskiego z pogańskim, życie Słowian stało się dramatem. Bogowie przestali być przychylni, rodziny zostały rozbite, spokojny świat spłonął pożogą i spłynął krwią. Właśnie te makabryczne chwile stały się tematem powieści  Grzegorza Kochmana, którą czyta się po części jak ,,Starą Baśń”, a po części jak ,,Trylogię”. 









Powieść zaczyna się sennym krajobrazem osady Jaszy, który wyrusza na polowanie. Opisy są dość sugestywne, czujemy rosę, widzimy mgły i leniwą krowę, odczuwamy  miłość bohatera do żony i dzieci, poznajemy jego prostą, uczciwą naturę. Wszystko bierze w łeb kiedy w tym całym obrazku pojawiają się tytułowi łowcy. Jest koniec sielanki, nawarstwia się poczucie beznadziejności, grozy i niedowierzania nad brutalnością najeźdźców. Rozpoczyna się pościg za porwaną żoną i córką, a w tle poznajemy historyczne szczegóły wydarzeń tamtego okresu. Jasza okazuje się prawdziwym kmiotkiem- żadnego planu, pomysłu, leci i wali głową w mur wszędzie gdzie się pojawi. Tak może się zachowywać albo człowiek szalony, albo prawdziwie zakochany. W czasie tej zawieruchy, gdzie toczą się liczne walki pojawiają się Wieleci, Sasi, Lechici, Wikingowie, Połabianie, Czesi, Turyngowie…i  jeszcze cała masa innych nacji. Wiadomo, że jak ich tylu na jednej ziemi, to i za łby brać się będą i w cały ten kocioł możliwości wpada właśnie Jasza, który czego jak czego, ale szczęścia to ma za dziesięciu. Podążając tropem żony walczy to po jednej stronie, to po drugiej, poznaje ludzi obrzydliwych i złych, gniewnych i bezdusznych ale i takich, którzy są mu wsparciem i spieszą z pomocą. Czy ten romantyczny wieśniak, dopnie swego? Cała przyjemność na Was czeka jeśli będziecie się chcieli przekonać.
     Tytuł jest dość mylący, bo chociaż początek powieści jakoś trzyma nadany kierunek, tak w trakcie lektury mocno od niego odbiega. Handel niewolnikami to tylko mała część składowa tego, co w swojej powieści przemycił Kochman. Mamy tu zarysowaną z grubsza sytuację polityczną i panujące nastroje. Są ceremonie żerców, tak podobne do ceremonii dzisiejszych kapłanów i   są prześladowania po obu stronach.     
      Autor fantastycznie połączył swoja wiedzę z wątkami fikcyjnymi, braki w kunszcie pisarskim nadrobił snując dość ciekawą historię, nacechowaną świetnymi scenami walk i potyczek- właśnie one są niewątpliwą atrakcją utworu. Niezwykle widowiskowo została opisana obrona Niemczy. Doskonale można sobie wyobrazić uzbrojenie, wyposażenie i ubiór, można niemal usłyszeć szczęk broni i jęki rannych.
     Akcja dzieje się w wielu miejscach Polski, wymieniono  osady takie jak  Bytom, Głogów, Poznań czy  Ślęża. Akurat wzmianka o Głogowie wywołała u mnie lekki uśmiech, a to za sprawą mostu. Otóż w przeszłości do miasta prowadził jeden most, który szybko rozebrano na wieść o nadejściu obcych wojsk. Dzisiejszy most na Odrze,  wciąż jest jedynym połączeniem miasta z północną częścią kraju. Oczywiście nie jest już drewniany ale współcześni odmalowali go na wściekły różo-fiolet co samo w sobie może odstraszać najeźdźców.

     Mam nadzieję na zapowiedzianą, dalszą część i rozwinięcie wątków tutaj nakreślonych. Mam tez nadzieję, że autor popracuje nad stylem, któremu brak odrobiny szlifu by w pełni zabłysnąć i oczarować czytelnika.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz