Oczywiste jest
to, ze szaleństwo przychodzi nocą, natomiast mniej oczywistym jest fakt, że może pochodzić z innego świata. Czy istota
tak słaba jak człowiek, może stanąć w szranki z bogami innych czasoprzestrzeni
i ujść z nich cało?
Książka z wydawnictwa Dom Horroru (wznowienie), odstała
swoje na półce, a że pan Gajek jest autorem, któremu udało się mnie jeszcze nie
zawieść, z przyjemnością zasiadłam do
lektury. Oczywiście jedna z postaci, niejaki Frena, natychmiast skojarzył mi
się z opowiadaniem ,,Sogno Ventura”, znane mi wcześniej ze zbioru opowiadań
,,Sen brat śmierci”. Dla tych, którzy nie znają opowiadania nie będzie
problemu, gdyż wydawca umieścił jej na końcu tej powieści, także spokojnie
można sobie uzupełnić braki.
Cała historia opowiada
losy starszego pana, Stańka, ale również
skupia się na jego rodzinie. Staniek jako dziecko poznał koszmar wojny, później wiódł zwyczajne życie,
ożenił się, miał córkę. Czytelnik wkracza w jego życie w momencie kiedy ten
zmaga się z żałobą po stracie żony. Wszyscy bardzo emocjonalnie przechodzą ten
czas, starają się żyć normalnie, troszczyć o siebie nawzajem, mają ze sobą
całkiem niezłe relacje, a jednocześnie wisi nad nimi jakiś cień. Nie
rozmawiają ze sobą o koszmarach jakie
mają, nie przyznają się do nocnych lęków i przywidzeń. Nie wiedzą jak straszną
tajemnicę skrywa Staniek, ba, on sam nie zdaje sobie z tego sprawy, tak bardzo
starał się zapomnieć o minionych wydarzeniach. I to nie wojna pozostawiła w nim
takie spustoszenie.
Czasem trudno
nadążyć za tymi wszystkimi wspomnieniami, codziennością, podróżami do innej
rzeczywistości ale narracja prowadzona jest w taki sposób, że trudno się
oderwać. Te nawarstwiające się wydarzenia, gra prowadzona przez pewne
siły, prawdziwie horrorowy, potęgowany klimat, sprawia, że bardzo trudno oderwać się
od tej książki. Główny bohater wzbudza sympatię, na początku przez to jak
dzielnie stawia czoła samotności, starości, nieporadności, a później za odwagę
z jaką stara się chronić rodzinę. Nawet ta jego beznadziejna sytuacja sprawia,
że staje się nam bliski, ,,ludzki” w swojej niemocy. Również postać Tomasza
jest ciekawa, choćby przez tą jego złożoność- iluż tych Tomaszy składa się na
jego jednego? Poza tym udaje się mu zaskoczyć swoim zachowaniem- na co dzień
spokojny, poukładany, typ pedantyczny, w skrajnym przypadku potrafił zdobyć się
na najwyższe poświęcenie. Trochę mdło wypadła postać Ewy i małego Stasia, tym
bardziej, że chłopiec miał być kluczową postacią.
Gajek zbudował
galaktykę światów, zamieszkaną przez istoty, które pozostają poza naszym
wyobrażeniem. Jednak czasem te istoty, pradawne stworzenia nie wrażliwe na
upływ czasu, przenikają do naszego świata. Właściwie można powiedzieć, że sami
je wpuszczamy- one tylko cierpliwie czekają by wykorzystując naszą niepewność,
strach, samotność, w odpowiednim momencie pokazać drzwi, które im otwieramy. Zderzenie dwóch rzeczywistości- tej naszej, gdzie
samotny, starszy człowiek, stara się jakoś przeżyć swoje ostatnie lata, gdzie
jego wnuk fascynuje się w równym stopniu grami elektronicznymi co znalezioną w
lesie kością, a tą ,,zewnętrzną”, położoną gdzieś, na tajemniczej
Pajęczynie, wywołuje autentyczne uczucie niepokoju. Jeśli dodamy do tego tak
zagadkowe jak i napełniające lękiem postacie pana Lisa czy zębaczy, gwarantuję,
że przed snem zastanowicie się czy na pewno chcecie gasić światło. Chociaż to i
tak niczego nie zmieni bo nie uciekniesz. Nie masz dokąd…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz